niedziela, 21 lipca 2013

Rowerem po Szlaku Pamięci


Szlak Pamięci
Szlak Pamięci jest jednym z czterech szlaków projektu pod nazwą Muzeum w Przestrzeni. Wszelkie opracowania i mapy dają mu około 133 km długości co daję mu pierwsze miejsce jeśli chodzi o długość szlaków tego projektu. Pozostałe szlaki to Szlak Wytchnienia mierzący 113 km, Szlak Zadumy mający 102 km i wreszcie ostatni Szlak  Łaknienia o długości  71 km. Szlak Pamięci jak i cała koncepcja projektu Muzeum w Przestrzeniu opiera się głównie o działania wojenne z lat 1914 - 1918 i o przebieg bitwy znanej jako Operacja Łódzka. W rejonie po którym poprowadzone są szlaki jest mnóstwo miejsc pamięci, cmentarzy wojennych a także pozostałości po działaniach wojskowych typu okopy bądź stanowiska bojowe. Za ów projekt odpowiada gmina Koluszki która podjęła się tego zadania w porozumieniu z gminami Dmosin, Rogów , Jeżów i Brzeziny. Pisze o tym gdyż z jednej strony należy im się wielki plus i pochwała za starania i wysiłek a z drugiej minus i nagana za niedbałość, ale o tym potem.
Planem było dojechać z Głowna do Dmosina, gdzie najbliżej nas możemy napotkać Szlak Pamięci. Następnie jadąc szlakiem zgodnie z ruchem wskazówek zegara dojechać do wsi Borowa. Tutaj postój i nocleg u brata i w niedziele dalszy ciąg szlaku i powrót do domu. Wydawało nam się że szlak nie będzie sprawiał żadnych trudności, nastawieni więc byliśmy na dość szybkie i sprawne poruszanie się po nim. Przekonanie nasze opierało się na tym iż są to stosunkowo młode szlaki a i cały projekt dość niedawno został ukończony. Dodatkowo ilekroć jeździliśmy po okolicy, napotykaliśmy fajne nowe i wyraźne tabliczki z oznaczeniami szlaków, co nas utwierdzało w przekonaniu że musi to być łatwa i nie wymagająca trasa przynajmniej jeśli chodzi o orientacje. Czasem jednak pozory mylą, ale do rzeczy.
Z domu wyjechaliśmy w sobotę o godzinie 10 z kilkoma minutkami. Na szlak wjechaliśmy w Dmosinie, jest to krótki odcinek około 10 km więc na miejscu byliśmy po krótkim czasie. Tutaj z głównej drogi zaczęliśmy kierować się na Borki. Trasę wskazała nam tabliczka z charakterystycznym logo szlaku, czyli białe tło na którym narysowano, czarnym kolorem,  krzyż i napis 1914 w jego lewym górnym rogu.
Pomnik w Teresinie
Zaraz za zjazdem z głównej drogi przecinającej Dmosin, przejechaliśmy przez most na rzece Mroga i dalej kierowaliśmy się drogą wypatrując oznaczeń szlaku. Kiedy jednak przejechaliśmy już przez całą wieś Borki nie napotykając żadnego oznaczenia i mijając kolejne skrzyżowanie zaczęliśmy zastanawiać się czy dobrze jedziemy. Szybki rzut okiem na mapę potwierdził nas w przekonaniu że od dawna nie jedziemy po szlaku i że należało skręcić w pierwszą drogę w prawo by dalej jechać wzdłuż rzeki. Cóż kilka kilometrów na próżno ale mówi się trudno. Początek może być trudny a i te kilka  obrotów korbą więcej przecież nie robi problemu i co najwyżej szybciej się przyzwyczaimy do dłuższej jazdy. Dalej jednak nie było lepiej już przy następnym skrzyżowaniu zaraz ze przejazdem przez autostradę napotykamy kolejne skrzyżowanie i po raz kolejny żadnej tabliczki. Z pomocą przychodzi nam ponownie mapa, którą tak nawiasem mówiąc zdobyliśmy już jakiś czas temu przypadkiem odwiedzając informacje turystyczna w Dmosinie a której to nigdzie nie jest się w stanie dostać. Ma to dość kolosalne znaczenie gdyż na mapach którymi dysponujemy żaden ze szlaków Muzeum w Przestrzeni nie jest zaznaczony. Zatem albo należy zaufać oznaczeniu szlaków albo postarać się o mapę odwiedzając informacje turystyczną lub być może urzędy gminy twórców szlaków. My mapę na szczęście mieliśmy. Po zorientowaniu się w terenie odnaleźliśmy naszym zdaniem właściwą drogę i ruszyliśmy dalej. O słuszności wyboru poinformowała nas tabliczka napotkana gdzieś dalej po drodze. Szlak poprzez Kałęczew, Kraszew i Michałów zaprowadził nas do drogi 704 którą to przez pewien czas mieliśmy jechać. Gdyby jednak nie fakt że na lewo, patrząc z drogi którą wyjeżdżaliśmy, nie było oznaczenia o kończącym się powiecie brzezińskim i rozpoczynającym łowickim, nie bylibyśmy do końca pewni którędy. Kilka metrów dalej na przydrożnym znaku odnaleźliśmy ślady po znajdującej się tam kiedyś tabliczce określającej kierunek co utwierdziło nas w przekonaniu że jedziemy dobrze. Przy wspomnianej już drodze we wsi Teresin napotkaliśmy pierwszy pomnik. Dalej kierowaliśmy się już, jakby wracając, w prawo od trasy, mijając po drodze wieś Nadolna I dalej Kraszew. W Kraszewie odbiliśmy w lewo kierując się na Kołacinek.
Piękny i odrestaurowany drewniany kościół w Kołacinku
O tym że zbliżamy się do tej miejscowości poinformował nas wielki dinozaur przechadzający się wśród prehistorycznych drzew, wymalowany na wielkiej ścianie jednego z budynków, tamtejszego parku jurajskiego. Nie zatrzymywaliśmy się tu jednak obierając za cel kościółek i cmentarz kilkadziesiąt metrów dalej. Kościół drewniany, bardzo ładnie odnowiony wyglądał bardzo ładnie i ciekawie, cmentarz natomiast krył w sobie nie tylko groby mieszkańców pobliskich wsi jak i  żołnierzy walczących w okolicy ale także bardzo stare nagrobki pamiętające zeszłe stulecia. Z Kołacinka ruszyliśmy dalej kierując się już do Rogowa. Po drodze z większym bądź mniejszym sukcesem odnajdując właściwy kierunek i drogę, mijamy miejscowości takie jak Zacywilki czy też Stefanów. Do Rogowa wjechaliśmy od jego północnej strony, przejeżdżając przez Rezerwat Doliska i mijając po drodze dwie leśniczówki i kolejny cmentarz z okresu pierwszej wojny światowej. Trasa Przez Rogów wiedzie nas wyjątkowo skomplikowanie poprzez małe uliczki i zacisza mieszkalne by wyjechać tuż przy SGGW i tutejszym Arboretum. Dla kogoś kto chce ominąć kluczenie po Rogowie, polecam zaraz po przejeździe przez przejazd kolejowy jechać w lewo a nie w prawo jak wskazuje szlak.
Streszczona historia kościoła w Kołacinku
Dojedzie się także w to miejsce tyle że szybciej. Dla kogoś kto ma jednak chwile czasu polecam jedna pojechać szlakiem i lekko z niego zjechać by odwiedzić zajezdnie i eksponaty Rogowskiej Kolei Wąskotorowej. Po wyjechaniu z Rogowa i wjechaniu już do lasu tuż za SGGW całkowicie niknie jakiekolwiek oznakowanie szlaku. Mało tego nie ma nawet śladów że takowe mogło tam kiedykolwiek być. Sytuacja utrzymuję się przez cały leśny odcinek szlaku i tabliczki ukazują się dopiero po wyjeździe z lasu we wsi Jasień Duży. Nie mnie oceniać jakie są tego powody ale wygląda to tak jakby twórca szlaku nie dogadał się z leśnictwem i nie dostał pozwolenia na oznakowanie tam szlaku. Sprawa jest może błaha bo odcinek jest krótki ale mimo wszystko jest gdzie się tam zgubić i podobna sytuacja nie powinna mieć w miejsca. Dalej droga nie przysparzała nam problemu i dość szybko i sprawnie dojechaliśmy do Jeżowa gdzie szlak tak jak i w Rogowie prowadził nas poprzez spokojniejsze ulice miasta, tym razem by doprowadzić nas do cmentarza wojskowego. Nie było nam jednak dane go obejrzeć gdyż w mieście szlak się urwał a my zboczyliśmy z kursu. Odnaleźliśmy go chwile potem głównie tylko dzięki mapie i własnemu przeczuciu ale było to już na wyjeździe z Jeżowa. Po wyjeździe z tej miejscowości jechaliśmy dalej szlakiem tym razem obierając za kolejny cel Koluszki. Tak jak i poprzedni z większymi i mniejszymi sukcesami odnajdowaliśmy drogę wśród gminnych dróg, polnych szutrów czy tez leśnych duktów. Zgubiliśmy się tak poważnie dopiero na opłotkach Koluszek kiedy to po przejechaniu większego odcinka drogi nie dostrzegliśmy żadnych śladów świadczących o przebieganiu tędy szlaku. Po oględzinach mapy i orientacji w terenie doszliśmy  do wniosku że zamiast w miejscowości Nowy Redzeń jesteśmy w miejscowości Słotwiny, a odpowiedni skręt w lewo dawno minęliśmy. Nie było sensu wracać, zwłaszcza że było pod górkę po strasznie kamienistym i wymytym podłożu, postanowiliśmy zatem dogonić szlak w najbliższym dogodnym miejscu. Udało nam się dojechać do niego jeszcze w Nowym Redzeniu tyle że w jego powiedzmy połowie, czyli tam gdzie przecinała go trasa 715, którą to my korygowaliśmy zbłądzenie. Za Redzeniem po raz kolejny gubimy drogę wjeżdżając w las, nie jedziemy na szczęście daleko i w porę zauważamy pomyłkę. Dalej jednak sprawa wcale się nie polepsza i kiedy jadąc po szlaku minęliśmy tory i dojechaliśmy do rozwidlenia dróg w lesie, ponownie brak oznaczenia dróg i ponownie wybranie trasy zgodnie z przeczuciem. Tym razem na szybko stwierdziliśmy że skoro Koluszki są na prawo i my tam mamy jechać to jedziemy w prawo. Niestety błędne założenie i ponowne oddalenie się od szlaku.
Gdzieś na szlaku
Po kilkuset metrach albo i większym odcinku orientujemy się że jednak to zła droga, nie ma sensu jednak wracać i już przy pomocy mapy i tego co widzimy dookoła, doprowadzamy się jakoś do miasta. Szybko także dotarliśmy do szlaku i według niego już wjechaliśmy dalej w miasto. Szlak prowadzi praktycznie dookoła Koluszek wzdłuż torów najpierw po jednej by później wracać po drugiej ich stronie. My jednak, otwarcie się przyznam, odpuściliśmy sobie dalszą jazdę przez miasto. Po raz kolejny bowiem nikną i giną wszelkie oznaczenia a te które gdzieś się uchowały nie zawsze są kompletne i wprowadzają niekiedy w błąd. Lekko podenerwowani i spragnieni, kierujemy się do spotkanej po drodze Biedronki. Kupujemy w niej wodę, dwa batoniki i  z racji tego że byliśmy blisko wyjazdowego fragmentu szlaku, zdecydowaliśmy się odpuścić sobie Koluszki. Odnalazłszy oznaczenia szlaku w odpowiednią dla nas stronę, szybko wyjechaliśmy z miasta. Nie obyło się oczywiście bez uważnego szukania oznaczeń bo nie wszędzie były. Stąd aż do Borowej i do zakończenia pierwszego etapu droga upływała nam już całkiem dobrze praktycznie wszędzie były oznaczenia nawet na leśnym fragmencie.  Choć oczywiście już nie do końca bo mimo iż faktycznie wyjechaliśmy na drogę w Borowej to nie tak jak szlak prowadził czyli drogą z Chrust ale jakąś polną wzdłuż granicy leśnej. Powód był tym razem wiadomy dwa znaczki które owszem były na szlaku, leżały oderwane i wskazywały złą drogę. Nie zorientowaliśmy się od razu ani nie spojrzeliśmy na mapę bo kierunek się zgadzał więc nie wzbudziło to naszych podejrzeń. Nie mniej jednak trafiliśmy do Borowej i do brata naszego, który traf chciał, mieszka akurat w Borowej w tym miejscu gdzie prowadzi szlak. Na tym się kończył pierwszy dzień zmagań z jakże fajnym ale i ciężkim fragmentem Szlaku Pamięci. Dzień jazdy zakończyliśmy około godziny 16 mając za sobą jakieś 88 kilometrów i ponad połowę szlaku.
Pamiątkowy obelisk na cmentarzu pod
Gałkówkiem Małym
W niedziele w związku z wczesnym wstawaniem gospodarzy a także faktu że i my chcieliśmy wcześniej wyruszyć na szlak wyjechaliśmy w drogę kilka minut przed 8 kierując się w lasy za Borową prowadzące do Gałkówka Małego i tamtejszego cmentarza wojennego z okresu Operacji Łódzkiej. Dzień zaczęliśmy zatem od orzeźwiającego fragmentu po lesie gdzie słońce jeszcze nie zdążyło się przebić a na trawie spotkać było można jeszcze krople rosy. Las w okolicy Borowej i Gałkówka jest lasem o sporych rozmiarach wiele tu ścieżek i dróg, dobrze zatem że w tym fragmencie szlaku nie brakło tabliczek z oznaczeniami. cmentarz wojskowy usytuowany jest tu na jednym z leśnych wzniesień. Pochowani tu są żołnierze rosyjscy walczący z nacierającymi wojskami niemieckimi w 1915 roku. cmentarz przez długi czas był zapomniany i zaniedbany tak więc teraz znajduję się na nim nie wiele śladów i pozostałości informujących o historii tego miejsca. Zachowało się kilka tablic a także kamień z wykutą informacją w języku niemieckim, postawioną zaraz po utworzeniu cmentarza. O odpowiednią oprawę zadbała także gmina i twórca szlaku ustawiając odpowiednią tablice informacyjną. Dalej droga przez las układała nam się różnie. Oznaczenia także jakby pokazywały się rzadziej by w końcu zniknąć na dobre. Po raz kolejny uratowała nas mapa i orientacja w terenie. Jechaliśmy bowiem jedna z szerszych leśnych dróg, swoja drogą o fajnej nawierzchni i w pofalowanym terenie, dojechaliśmy w pewnym momencie do skrzyżowania z taka sama drogą. Nie było oznaczeń ale wiedzieliśmy z mapy że powinniśmy dojechać do zabudowań a tych jeszcze nie było, pojechaliśmy zatem prosto. Po dojechaniu do zabudowań Justynowa ponownie czarna dziura i zero tabliczek, wiedzieni jednak mapką wybraliśmy dobrą drogę i już niedługo potem byliśmy przy kolejnym pomniku. Jadąc lasem wzdłuż napotkanej drogi, starając trzymać się szlaku , którego tabliczki pokazały się ponownie na chwile, wróciliśmy z powrotem do Gałkówka. Po drodze minęliśmy tory których na mapie nie ma a także pobłądziliśmy przez chwile, opatrznie rozumiejąc napotkany kierunkowskaz wskazujący cmentarz. Myśleliśmy że to kolejny cmentarz ale w porę zorientowaliśmy się że to ten na którym jeszcze parę minut wcześniej byliśmy, tylko że od drugiej strony. Skorygowaliśmy jednak szybko trasę i po odnalezieniu szlaku, dłuższą chwile jechaliśmy nim bez większych problemów.
Kamiń pamiątkowy z inskrypcją w języku niemieckim i kilka
zachowanych nagrobków na cmentarzu
w lesie pod Gałkówkiem Małym
Szlak z Gałkówka prowadził już asfaltem po drodze gminnej więc kilometry mijały szybko. Szybko także minęliśmy także kolejne wsie i dotarliśmy do kolejnego cmentarza tym razem w okolicach Adamowa. Cmentarz usytuowany przy drodze więc nie trudno było go znaleźć. Miejsce pochówku żołnierzy walczących w operacji łódzkiej było dość rozległym terenem jednak czas odbił się wyraźnie na kondycji cmentarza zatem z wielu nagrobków zostało nie wiele i zostały one zebrane i zgrupowane wokół pomnika w centralnym miejscu tego swoistego zarośniętego parku. Zaraz za cmentarzem droga skręca z wygodnej asfaltowej trasy w leśną ścieżkę przy której przypadkowo napotykamy kolejne miejsce pochówku z pierwszej wojny światowej. Tym razem ów mogiła znajduję się w lesie opodal wsi Małczew. Gdyby jednak nie tablica informująca ustawiona przy ścieżce, najpewniej minęlibyśmy to miejsce nie wiedząc wcale o jego istnieniu. Sama ścieżka szlaku w tym miejscu jest strasznie zarośnięta, więc o wyglądzie samego miejsca spoczynku żołnierzy nie ma co wspominać. Kąsani przez komary inne owady chroniące się przed upałem w leśnym chłodzie szybko ruszyliśmy dalej. Dojechaliśmy szybko do wspomnianej już wsi Małczew, z której to zaczęliśmy się dalej kierować już w zasadzie na Brzeziny tyle że trochę okrężna i mniej ruchliwą drogą. Minąwszy wsie Hellenów, Paprotnie i Pokrętki dojechaliśmy wreszcie do samych Brzezin wjeżdżając do miasta od strony zachodniej drogą numer 72. Same Brzeziny niestety nas nie zachwyciły ani nie były wygodne do jazdy. Miasto posiada w centrum kilka dróg jednokierunkowych i dość skomplikowany jak dla kogoś kto rzadko tam przebywa, zorganizowany ruch po tych ulicach.
Pomnik i centralna część cmentarza pod Adamowem
Do tego wybrakowane tabliczki oczywiście w najbardziej potrzebnych miejscach, sprawiły że centralny plac z fontanną objechaliśmy uliczkami aż dwa razy szukając odpowiedniej drogi. Tym razem także musieliśmy odwołać się do naszej mapy a także do mapy miejscowości ustawionej obok fontanny. Po odnalezieniu drogi ruszyliśmy dalej, trochę zmęczeni i poirytowani. Niestety dalej wcale nie było lepiej tym razem jednak sprawa rozbijała się o cmentarz ewangelicki ze znajdującymi się tam grobami wojskowymi, który wyglądał niczym ruina z zakazem wejścia. Podjechaliśmy bowiem zgodnie z tym jak szlak prowadzi i nic poza zarośniętą i będącą w rozpadzie bramą, do tego zamkniętą na żelazne kraty nie widzieliśmy. Od bramy odchodził jeszcze murowany płot ale w równie opłakanym stanie. Być może jest tam jeszcze jakieś inne wejście od innej zupełnie strony, choć wątpię gdyż jadąc dalej widzieliśmy kolejny bok tej nekropoli i nic poza drzewami i strasznymi krzakami nie widzieliśmy. Wniosek z tego taki że nikt o to nie dba i nie ma zamiaru dbać, rzecz się ma podobnie zresztą także z mijanym chwile dalej cmentarzem żydowskim, choć tutaj akurat wygląda to ciut lepiej choć wcale nie tak jak powinno to wyglądać. Z Brzezin zatem wyjechaliśmy mówiąc delikatnie mało zadowoleni tym co zastaliśmy. Na szczęście przed nami rozpoczynał się wyjątkowo fajny, malowniczy i ciekawy jeśli chodzi o zróżnicowanie terenu, odcinek szlaku, biegnący wzdłuż górnej Mrożycy. Odcinek głównie leśny, często prowadzący wąską ścieżką, niekiedy opadający, niekiedy wznoszący się, zaskakujący i wymuszający uwagę podczas jazdy. Niestety odcinek nie za długi ale jak najbardziej godny zapamiętania. Po wyjechaniu już z tego fajnego odcinka leśnego znaleźliśmy się w Dąbrówce Małej.
Nagrobki na cmentarzu pod Adamowem,
na pozostałych cmentarzach napotkać można takie same
Stąd szlak poprowadził nas z powrotem w stronę rzeki Mrożyca i do nieczynnego już młyna znajdującego się na niej. Młyn zachowany w dość dobrym stanie a okolica rzeki całkiem przyjemna. Niestety poza tablicą pamiątkową postawioną tu przez twórcę szlaku nie widać żadnej woli zachowania tego zabytku więc z czasem młyn będzie niszczał i długo dobrze zachowany nie pozostanie. Po tym jak przekroczyliśmy po raz kolejny Mrożycę, zaczęliśmy kierować się już w stronę Woli Cyrusowej. Mijając kawałek pola, zabudowania wsi Jabłonów i Woli Cyrusowej a także korzystając zarówno z dość dobrej trasy jak i dobrego oznaczenia szybko znaleźliśmy się pod ścianą Poćwiardowskiego lasu, będącego ostatnim leśnym odcinkiem na szlaku. Niestety wraz z zakończeniem Woli i wjazdem do lasu skończyły się ponownie oznaczenia szlaku zatem po raz kolejny zaczęliśmy błądzić. Jeszcze przed wjazdem do ścisłego lasu musieliśmy się wracać gdyż jadąc wzdłuż jego ściany nie zauważyliśmy leśnej zarośniętej drogi, na próżno zresztą szukając jakiegoś oznaczenia na drzewach, mijanych przez nas z każdej ze stron. Po odnalezieniu drogi i właściwym wjeździe do lasu było już tylko gorzej. Las miejscami mało nadawał się na rower gdyż nie zadbano o leśne trakty, na których to rosły chwasty, wysokością dorównujące rowerowi, czy choćby fakt że w pewnym miejscu brak drogi w ogóle. Ten odcinek był wyjątkowo trudny i polecam go twórcom do przejazdu osobiście rowerem.
Szlak rowerowy i przypadkowe natknięcie się na mogiłę
pod Małczewem
Od wspomnianego wyjazdu z Woli Cyrusowej i wjazdu w las, przez cały odcinek leśny aż do szukanego przez nas cmentarza wojskowego znajdującego się na samym końcu lasu, nie znaleźliśmy ani jednej tabliczki ani jednej wskazówki ani jednego oznaczenia. Po raz kolejny mapa i po raz kolejny orientacja w terenie, zaznaczę ze im dalej tym trudniejszym. Droga bowiem leśna z typowej, mieszczącej samochód zaczęła się zwężać i coraz bardziej zarastać. W końcu znaleźliśmy się prawie przy samej rzece, wzdłuż której szła kolejna ściana lasu, a gałęzie schodziły tak nisko ze ciężko było jechać. Co do jazdy zresztą chwile później przestała być ona możliwa gdyż nie było dalej ścieżki ani drogi tylko las, dodatkowo zarośnięty jeżynami i pokrzywami i nie dawno przycięty i zaorany. Bardzo nam pomógł jednak pieszy szlak zielony prowadzący według mapy mniej więcej tak jak nasz szlak pamięci. I fakt faktem gdyby nie on prawdopodobnie odpuścilibyśmy sobie ten odcinek. Fragment leśny fatalny choć teraz można się z tego śmiać i wspominać, podczas przedzierania się przez jeżyny mieliśmy mieszane odczucia. Na szczęście miejsce pochówku żołnierzy z pierwszej wojny światowej będące naszym celem dla którego przeprawiliśmy się przez ten las było miejscem wyjątkowo ładnym i przyjemnie zaskakującym, zarówno wyglądem jak i stopniem zadbania o nie.
Zdjęcie mogiły pod Małczewem zestawiaone ze zdjęciem
tego samego miejsca umieszczonym na tablicy informacyjnej,
prawdziwy "dzien do nocy"
Był to ostatni nasz cmentarz jaki widzieliśmy podczas tej wycieczki, teraz zostało nam powoli kierować się na Dmosin gdzie dnia poprzedniego zaczęliśmy jazdę po szlaku. Jadąc już po asfalcie szybko wróciliśmy do Woli Cyrusowej i dalej jadąc cały czas szlakiem minęliśmy Lubowidzę i Nagawki. W Nagawkach przejeżdżaliśmy obok nie dawno ukończonego skansenu który nawet z boku robi ogromne wrażenie. Sprawia wrażenie zarówno spokojnego jak i przyjemnego miejsca i zachwyca wykończeniem i widokami jakie niosą odrestaurowane budynki. Z Nagawek do Dmosina to już przysłowiowa formalność wiec chwilę potem byliśmy już w Dmosinie. Tutaj także przejeżdżając obok skrzyżowania gdzie zaczynaliśmy podróż, zatoczyliśmy koło i spokojnie zaczęliśmy wracać już do domu do Głowna.
Przeprawa przez odcinek leśny szlaku w Poćwiardowskim
lesie, na pierwszym drzewie z lewej strony widoczne
oznaczenie zielonego szlaku pieszego
Szlak Pamięci jest bardzo interesującym szlakiem. Posiada kawał historii, zarówno państwa jak i ludzi do przedstawienia, jak także i bardzo ciekawą i różnorodna trasę po której wiedzie. Zdecydowanie nie jest szlakiem na rower szosowy a raczej na rower trekingowy bądź górski. Trasa bowiem bardzo często zjeżdża z utwardzonej nawierzchni zamieniając asfalt na piach bądź żwir. Dzięki temu ukazuję piękno naszego regionu i ucieka od monotonii ciągłej jazdy po asfalcie. Obfituje także w wiele ciekawych miejsc mogących zainteresować każdego i dających chwile na odpoczynek i wytchnienie w trasie. Jest pomysłem bardzo fajnym i zasługującym na uznanie, także jak i cała koncepcja muzeum w przestrzeni. Niestety to tyle dobrego, wad bowiem kilka też trzeba wymienić. Twórcy szlaku wydając kilka set tysięcy złotych na jego powstanie chyba trochę zapomnieli komu i czemu ma on służyć. Skupili się bowiem na estetycznym i wizualnym wyglądzie szlaku a nie na jego praktyczności. I o ile nie neguje tutaj potrzeby postawiania tablic informacyjnych to już uważam że forma tabliczek oznaczających szlaki została zupełnie chybiona. Tabliczki nie dość że zrobione z czegoś co może przypominać sprasowany warstwowo papier o grubości około 0,5 – 1 cm, zostały jeszcze przymocowane w sposób z góry skazany na porażkę. Owszem są ładne i ładnie się prezentują ale nie są praktyczne ani trwałe. Twórcy bądź też ludzie odpowiedzialny za oznaczenie nie raz popełniali błędy przy oznaczeniach wskazując zbyt ogólnie kierunek bądź umieszczając tabliczki w nadmiernej ilości na drodze prostej gdzie nie sposób było zabłądzić. Z kolej w niektórych miejscach wprowadzały wręcz w błąd każąc skręcać mimo że droga zwyczajnie tylko szła po łuku w jakąś stronę.
Cmentarz wojskowy na granicy lasu poćwiardowskiego
Forma wykonania oznaczeń szlaku przyczyniła się do tego że stały one łatwym celem dla wandali i kolekcjonerów którzy w łatwy sposób mogli oderwać taką tabliczkę, gdyż przyklejone one są tylko na coś w rodzaju kleju. To wiem z autopsji bo nie raz nie dwa widzieliśmy na trasie zamiast tabliczki tylko pozostałe na słupie trzy bądź dwa kleksy kleju. Mocowanie to też sprzyja odrywaniu się samoczynnego tabliczek, spowodowanego wiatrem bądź deszczem. Nie raz bowiem tabliczki leżały gdzieś przy znaku bądź drzewie ułożone tam przez jadącego bądź idącego odpowiedzialnego turystę, który znalazł je pewnie gdzieś na asfalcie bądź przy rowie. Przez lata sprawdzały się i sprawdzają dalej najprostsze oznaczenia w postaci szablonu i dwóch kolorów farby. Jest to zarówno estetyczne jaki i praktyczne. Czemu zatem nie zastosowano takiej formy? Można też wzorem twórców wojewódzkich szlaków zrobić tabliczki metalowe przykręcane do znaków. Nie można też wspomnieć o braku jakiejkolwiek opieki nad szlakiem i zabytkach na jego trasie, wspomnieć tu należy mogiłę pod Małczewem czy też cmentarz w Brzezinach, ale także krzaczory i szczery las przez który należało się przedrzeć za Wola Cyrusową.
Jeden z wielu przykładów co się dzieje z tabliczkami,
ta tutaj znaleziona w krzakach  
Niestety takie podejście do inwestycji która kosztowała ponad 300 tyś zł sprawi że szlak zostanie niedługo zapomniany i pieniądze pójdą w przestrzeń bez większego sensu. Brak jest map określających przebieg trasy, i jak się wydaję współpracy między gminami i innymi instytucjami, typu lasy państwowe czy też urząd marszałkowski. Świadczyć mogą o tym braki w oznaczeniach leśnych jak i nieuwzględnienie szlaków na mapach województwa gdzie znaleźć można inne szlaki a te niestety nie. Mapa wydana na potrzeby szlaku jest dość dobra ale jest ona praktycznie nie dostępna bądź trudno dostępna, strona internetowa nie mówi nam nic o przebiegu szlaku.

Mimo wszystko polecam chętnym jazdę po szlakach Muzeum w Przestrzeni gdyż to fajny kawałek i historii i drogi do przejechania, należy jednak uzbroić się w cierpliwość, mapę, dobry humor i czas, gdyż bez odpowiedniego dystansu, podejścia i zabezpieczenia nie przyniesie on radości a tylko rozczarowanie bądź irytacje.  K.R.


Pokaż Szlak Pamięci na większej mapie
Mapę opracował Tobiasz