Wakacje, wakacje i po wakacjach. Niestety kończy
się lato i nie tak łatwo już o pogodę na fajny wypad rowerowy. Nie mniej jednak
nie przeszkadza to w podróżowaniu. Tak było i tym razem, gdzie mimo zimnego
wiatru i pochmurnego nieba udało się
wykręcić ponad 200 km przez dwa dni. Pierwszy raz wybraliśmy się na rowerową
wycieczkę wraz z biwakowaniem we wrześniu.
Z jednej strony miał to być eksperyment który miał pokazać czy nasze
wyposażenie temu podoła i czy warto myśleć o wrześniu jako miesiącu na biwaki.
Z drugiej miał być nadgonieniem trochę straconych dni sierpniowych i lipcowych
kiedy nie było czasu jeździć. I wreszcie po trzecie mieliśmy wreszcie pojechać
na dłuższą wyprawę w większej liczbie niż dwóch. Że już o chęci napicia się piwa
nad Wisłą nie wspomnę. Założenia w większości udało się zrealizować, śpiwory
nie okazały się za cienkie, udało się zrobić przybliżoną wartość kilometrów i
podobną odległość, co w cieplejsze miesiące i pojechało nas trzech, choć mieliśmy
jechać we czterech, jedynie piwo do końca nie wypaliło.
Z racji ze w województwie łódzkim nie bardzo gdzie
jest pojeździć albo inaczej, w związku z tym ze przejechaliśmy już w większości
wszystko co w naszej okolicy jest warte obejrzenia, postanowiliśmy pojechać nad
Wisłę do Wyszogrodu. Chcieliśmy zobaczyć słynny drewniany most a właściwie jego
pozostałości a także nowy zbudowany w jego miejsce. Wyszogród to też
praktycznie najbliższe od naszej miejscowości czyli Głowna punkt gdzie spotkać
można Wisłę. Wycieczka zaplanowana była na dwa dni czyli typowa weekendówka.
Wypad okazał się bardzo udany no może poza pogodą
która jednak pozostawiała trochę do życzenia. Mimo jednak zimna i wiatru
przynajmniej nie padało. Wyruszyliśmy w sobotę około godziny 8, zakładając że
im wcześniej wyjedziemy tym więcej czasu będziemy mieli na pedałowanie, co przy
krótszym znacznie dniu było dość znaczące. Wyjeżdżając z Głowna kierowaliśmy
się początkowo na Bielawy by stamtąd podjechać do Żychlina i potem przez Oporów
zatoczyć łuk i dojechać koniec końców do Wyszogrodu. Pogoda jednak nie napawała
optymizmem i nie wiedząc ile czasu czeka nas jeszcze bez deszczu w Bielawach
postanowiliśmy odpuścić sobie Żychlin i śliczny zameczek - pałacyk w Oporowie i
kierować się bezpośrednio na Wyszogród. Pozostałe atrakcje zwiedziliśmy już
poprzednio a te w których nas jeszcze nie było postanowiliśmy odłożyć na inny
dzien. Z Bielaw poprzez Walewice i Sobotę dojechaliśmy w końcu do drogi krajowej
numer 2, która jak się okazało była ostatnim punktem na naszej mapie
województwa łódzkiego. Kończyła nam się mapa w dobrej skali a pozostawało
jeszcze bardzo dużo drogi przed nami. Pozostawało nam jechać na „czuja”
posiłkując się mapą bardzo poglądową o bardzo małej skali, a także jadąc
zgodnie z zasadą „koniec języka za przewodnika”. Brak mapy miał okazać się
największym problemem tej wyprawy ale jakoś daliśmy sobie rade. Jadąc od wioski
do wioski, klucząc i pytając się „tubylców” o drogę, przy silnym wietrze dojechaliśmy do
Kiernozi. Napotykając na swej drodze pierwszy cmentarz wojenny upamiętniający
poległych podczas bitwy nad Bzurą. W zasadzie to nie pierwszy ale pierwszy
którego jeszcze nie widzieliśmy.
|
Cmentarz w Kiernozi |
|
Łódeczka na Wiśle |
Po chwili zadumy i kilku zdjęciach ruszyliśmy
dalej smagani w dalszym ciągu zimnym wiatrem wiejącym od przodu bądź z boku.
Przemęczyliśmy się w wietrze jeszcze kilka kilometrów by w końcu powiedzieć
dość. Dopadliśmy pierwszy napotkany sklep i dopełniliśmy kalorie. Po tym jechało
się znacznie lepiej i nawet plecaki nie ciążyły. Poprawiała się nawet
nieznacznie pogoda, a może my już najedzeni nie odczuwaliśmy już tak bardzo
niedogodności. W każdym razie nie wiało już tak bardzo a i kilometry i kolejne
wsie znikały za nami dość szybko. Średnio podczas drogi nad Wisłę kręciliśmy 21
km/h, ot taka ciekawostka. Kolejnym
większym punktem naszej trasy okazał się już Iłów będący bardzo blisko Wisły,
tutaj rozpoznawszy się na miejskich plenerowych mapach a także mapach szlaków w
okolicy które także się tu znalazły postanowiliśmy kierować się żółtym szlakiem rowerowym prowadzącym
centralnie w stronę Wisły i jej wałów. Dotarliśmy już tam po zaledwie kilku
minutach. Wisła którą zobaczyliśmy za wałem była jakąś spokojną odnogą wielkiej
rzeki jaką znamy, nie mniej jednak bardzo urokliwą tworzącą wraz z wyspami
zatoczkami i piaszczystymi mieliznami wystającymi ponad wodę, śliczny pejzaż.
Korzystając zatem z chwili, ciesząc się widokiem i osiągniętym jednym z małych
celów zrobiliśmy krótka przerwę na ciepłą herbatę i odpoczynek od siodełka i
plecaków. Stąd do Wyszogrodu było już naprawdę blisko. Tak nam się wydawało ale
jak się okazało monotonna droga wzdłuż wałów potęgowała uczucie wydłużającej
się trasy. Nie mniej jednak dojechaliśmy na nasz wyczekiwany most nad Wisłą. Do
celu naszej podróży dojechaliśmy po 14 - stej a wiec naprawdę szybko i
sprawniej niż zakładaliśmy na początku. Było to na tyle zaskakujące ze
myśleliśmy co by tu jeszcze dalej zrobić i gdzie pojechać by nie tracić czasu.
Najpierw jednak most i zwiedzanie przybrzeżnej części Wyszogrodu.
|
Nowy most na Wiśle w Wyszogrodzie |
Most jak
wielu wie jest wielki, długi ale stosunkowo mało ładny czy tez wymyślny. Nie raz
jadąc już samochodem przez niego nie zauważałem praktycznie kiedy się zaczyna,
gdyż prawie nie ma różnicy miedzy nim a trasą której jest częścią. Nie znajdziemy
tu ani wielkich nitowanych przęseł jak choćby w Toruniu, nie jest tez wiszący
jak w Warszawie. Jest zwyczajną „kładką” która ma usprawnić transport i ruch, co
tez patrząc po ilości aut jeżdżących po nim, jak sadze spełnia. Nie mniej
jednak jest naprawdę imponująco duży, jak tez i długi, ze o wysokości nie
wspomnę. Budowniczowie mostu zadbali także o kącik upamiętniający walczących w
bitwie nad Bzurą a także swoich pracowników. Jest to naprawdę ładny i
malowniczy punkt widokowy pozwalający ocenić ogrom mostu i samej rzeki. Tradycją
japońską robimy kilka fotek i jedziemy na promenadę biegnąca wzdłuż Wisły. Weszliśmy
na nią od strony mostu znosząc rowery po strasznie niewygodnych bo nie równych
schodach. Sama promenada ładna choć bez szalu ale to tez nie miejscowość turystyczna,
nie mniej są i ławki i pomnik a i na jej końcu czy też początku, bardzo fajne
miejsce koncertowe, z wielkim czerwonym napisem „WYSZOGRÓD” i fragmentem
starego jeszcze drewnianego mostu, który swoja funkcje sprawował jeszcze pod
konie XX wieku.
|
Pozostałości po starym moście w Wyszogrodzie |
Cóż jako że Wyszogród nie jest za wielkim miastem i tak jak
wspomniałem wcześniej nie jest miastem typowo turystycznym nie zatrzymaliśmy
się tu długo. Na koniec jeszcze tylko szybkie zakupy i w drogę dalej. Tylko
gdzie? Była dość wczesna godzina jak na tyle kilometrów wiec nie bardzo
wiedzieliśmy co z tym fantem zrobić. Mieliśmy rozbić obóz nad brzegiem Wisły
gdzieś w jakichś fajnych krzakach z widokiem na most i dostępem do rzeki,
mieliśmy tu wypić zasłużone piwo i rano wracać. Jednak rzeczywistość okazała
się ciut inna. Tak naprawdę nad lewym brzegiem Wisły było dużo rozlewisk i
ciężko byłoby tam znaleźć fajne miejsce z kolei prawy brzeg był nam zupełnie
nie po drodze. Ustaliliśmy zatem ze pojedziemy wzdłuż wałów Wisły do miejsca
gdzie przecina je Bzura i już wzdłuż niej zaczniemy powoli wracać i to nad jej
brzegiem rozbijemy biwak. Plan, niby sensowny i dość prosty w wykonaniu, zepsuł
mały szczegół a mianowicie remont mostu nad Bzurą właśnie zaraz przy jej
wpływie do Wisły. Nie przedostaliśmy się na prawy brzeg Bzury więc musieliśmy
jechać wzdłuż wałów po jej lewej stronie. Jak się potem okazało wały sobie
rzeka sobie. Jako jednak ze robiło się coraz później a i nie chciało nam się
już szukać dogodnego miejsca nad rzeką stwierdziliśmy ze zadowolimy się czymś
poza jej brzegiem. Decyzja jak najbardziej trafna, udało nam się tez znaleźć
idealny mały zagajniczek młodych sosen który wręcz idealnie nadawał się na obóz.
Tak jak wspomniałem wyszło nam to na dobre bo ziemia nad rzeką o tej porze roku
była na pewno strasznie nasiąknięta i mogłoby to w znacznym stopniu wpłynąć na
komfort snu i zdrowie. W sosnowym lasku natomiast suchutko i ciepło. Do tego
byliśmy dobrze zamaskowani przez niskie gęste drzewka które dodatkowo chroniły
przed wiatrem. Mimo września i dość zmiennej pogody noc minęła nam spokojnie,
nie padało, nie wiało nadmiernie, ani nie było zimno od ziemi. Sprawdziły się
alumnaty i karimaty które mieliśmy przy sobie, a śpiwory które mimo że typowo
letnie pozwoliły wyspać się nie zarzucając na siebie Bóg wie ile ciuchów. Do
tego w nocy w miarę się rozpogodziło ze nawet można było pooglądać gwiazdy bez
psujących obraz, świateł z miasta. Doczekaliśmy się także wreszcie upragnionego
przez cały dzień piwa które smakuje wyjątkowo dobrze po całym dniu na rowerze,
tutaj smakowało jeszcze lepiej gdyż dobiegające z oddali odgłosy wesela
rozweselały jeszcze bardziej. Poranek natomiast jak poranek chłodny i jak
zawsze za wczesny, jakieś śniadanie herbata i w drogę. Pierwszym naszym
przystankiem był położony nieopodal obozowiska Brochów.
|
Miejsce przeprawy wojsk polskich w Brochowie |
Miejsce to zasłynęło w
naszej historii jako miejsce największej przeprawy wycofujących się wojsk
polskich po klęsce w bitwie nad Bzurą. Sama miejscowość także dość urokliwa
mała ale ładna czysta i zadbana. Oprócz symbolicznego miejsca upamiętniającego
przeprawę polskich żołnierzy i bardzo interesującego mostu zbudowanego przez
wojsko znajduje się tu także bardzo stary kościół wraz z obronnym murem. Tak
jak zawsze w ciekawych miejscach robimy zdjęcia i uciekamy dalej. Kierujemy się
na Sochaczew, do którego dojeżdżamy dość szybko. Nie wjeżdżamy do miasta mijamy
go po opłotkach od strony Bzury. Dalej dość szybka dróżka na Rybno, wydaje się
ze dzisiaj pobijemy jeszcze raz rekord prędkości bo tak ładnie nam uciekają i kilometry i miejscowości.
jednak po wyjeździe z Rybna wszystko się zmienia, daje nam się we znaki brak
mapy, która tutaj akurat przydałaby się wyjątkowo dokładna. Z Rybna chcieliśmy
dojechać do Maurzyc. Dystans to około 20 km może nawet i miej, w linii prostej,
tak przynajmniej wskazywała mapa. Oceniliśmy dystans na jakąś godzinę może ciut
dłużej i już czuliśmy smak herbaty jaką sobie zaplanowaliśmy w Maurzycach. Był
to jednak najdłuższy odcinek i najbardziej krety jaki jechaliśmy w ostatnim
czasie. Zero jakichkolwiek drogowskazów, jakichkolwiek oznaczeń dróg, ludzi tez
co kot napłakał, bo zimno wiec każdy w domu.
A do tego każdy mówił co innego. Droga wiła się i dłużyła nie miłosiernie,
dobrze że od czasu do czasu jakiś sad się znalazł to chociaż człowiek jabłkiem
zagryzł złość na infrastrukturę. W końcu dojechaliśmy, jednak zajęło nam to
dobre 3 godziny i Bóg jeden wie ile kilometrów nadłożyliśmy przez błądzenie i
kluczenie. Same Maurzyce to miejsce natomiast warte uwagi głównie z tego powodu
że znajduje się tam najstarszy na świecie most spawany. Zaprojektował go polski
inżynier a wybudowano go w roku 1928. Był nowością w swoich czasach i
zastępował popularne wtedy konstrukcje nitowane, od których był o około 1/3 lżejszy.
|
Most w Maurzycach |
Sam most już nie jest używany, równolegle do niego w odległości paru metrów
przebiega droga krajowa nr 2, hałaśliwa i tłoczna. Obok mostu jednak jest stare
miejsce postojowe można się tam w spokoju zatrzymać i powoli bez pośpiechu
obejrzeć zabytek czy chociażby naszym przykładem napić się herbaty i zjeść coś
w podróży. Po drugiej stronie trasy znajduje się także dość pokaźny skansen
wiec oglądać jest co. Z Maurzyc do domu mieliśmy już drogę która znaliśmy wiec
jechaliśmy dość szybko i bez większych problemów, parę kilometrów dalej po raz
ostatni minęliśmy Bzurę, a w okolicach Lisiewic i jezior Rydwan i Okręt napotykaliśmy
polową msze przy tamtejszym znanym nam bardzo dobrze cmentarzu żołnierzy
poległych podczas bitwy nad Bzurą. Stamtąd już tylko 40 minut drogi i domek. Wszędzie
dobrze ale nie ma to jak w domu jak to mówią.
|
Most nad Bzurą w Brochowie |
Weekendowy wypad okazał się udanym
przedsięwzięciem. Szukając myśli przewodniej czy też jakiegoś tematu tej trasy
można uznać ze jechaliśmy poniekąd szlakiem bitwy nad Bzurą, do tego w czasie
jej rocznicy. Napotkaliśmy po drodze nie tylko cmentarze i miejsca pamięci ale
także harcerski rajd z tej okazji czy choćby wymienioną msze polową. Szukając
innej tematyki możemy postawić na mosty. Widzieliśmy bowiem nowy most na Wiśle
i część jego drewnianego poprzednika w Wyszogrodzie, wojskowy most na Bzurze w
Brochowie i spawany w Maurzycach. My jednak nie doszukiwaliśmy się celu, nam
jak to powiedział poseł Kurski po prostu
„dobrze się jechało”. K.R.
Pokaż Wyszogród na większej mapie
Mapę opracował Tobiasz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz