 |
Bracia "R" w komplecie :) w tle zalew Jeziorsko |
Dość dawno
nie pisałem. Cóż życie kieruje się swoimi prawami i nie raz inne rzeczy są
ważniejsze a nie raz po prostu wywraca się do góry nogami. Ostatnio nastał czas
melancholii, wspomnień i wewnętrznych rozliczeń. Czemu zatem nie powspominać trochę
rowerowych historii i dawnych małych przygód.
Rower jaki
jest każdy wie, każdy choć raz na takim siedział. Niektórym przypasował na innych
nie zrobił wrażenia a jeszcze innym przypomniał się dopiero po czasie. Jeżeli o
mnie chodzi rower był zawsze. Mniejszy czy większy, złomek czy trochę lepszy
ale był. Mam to szczęście ze miałem i mam z kim jeździć a co za tym idzie
spędzanie czasu na rowerze było zawsze okazją do spotkania ze znajomymi.
 |
a tu czterech zapalonych rowerzystów my i Maciej |
Dawno temu w
„średniowieczu” kiedy jeszcze nie było komórek, internetu a komputer miał mało
kto w domu, życie wyglądało ciut inaczej. Pamiętam jak swoje złote lata
przeżywał tzw. „góral” czyli rower górski. Każdy chciał go mieć a nie było to takie
łatwe. Mało kto tak naprawdę znał się na rzeczy. Każdy marzył o rowerze dorosłym
czyli z ramą i dużymi kolami. O rowerze z fajnym terenowym bieżnikiem na oponach, takim nowoczesnym z hamulcami i tylnym i przednim na kierownicy, że o już o
kosmosie przerzutek nie ma co wspominać. Większość moich znajomych a także i ja
sam wychowałem się na rowerach marki Wigry czy Salto. Tak, tak takie coś kiedyś
jeździło.
 |
Przedpotopowa kuchenka , czasem nawet działała |
.jpg) |
Muzeum kolejki wąskotorowej w Rogowie |
Mało kto miał szczęście na komunie dostać BMX-a. To były czasy.
Zjeżdżała się cała wataha pod bramę i w drogę. I nie było szansy umówić się
wcześniej.
Ludzie po prostu musieli do siebie wyjść. To były pierwsze wypady
rowerowe. Na godzinę, dwie, trzy, gdzieś obok, gdzieś blisko byle poza domem, poza własnym podwórkiem. Poznawaliśmy pobliskie wsie, odwiedzaliśmy kolegów tam
mieszkających i było naprawdę fajnie. Swoją drogą w tamtych czasach powstał pierwszy
i jak dotąd nie zrealizowany plan dalekiej wycieczki rowerowej. Ale póki co nie
będę o tym pisał bo może uda się tego sezonu ją zrealizować. Trochę szkoda tamtych czasów bo można było
już wtedy robić ciut dalsze wycieczki. Zwłaszcza w latach liceum bo to był czas
idealny na tego typu odkrycia. Ale cóż dla nas ten czas przyszedł później. Bo
już po maturze, już po pierwszych pracach. Pchani trochę harcerskimi wspomnieniami
z pierwszego obozu i chęcią odreagowania rzeczywistości, wsiedliśmy na rowery i
pojechaliśmy odwiedzić Goreń. Czyli miejsce gdzie w 1997 roku byliśmy po raz
pierwszy na obozie harcerskim. Miejsce stosunkowo nie dalekie bo znajdujące się
na pojezierzu Gostynińskim. Ale dla nas wtedy prawdziwa wyprawa. Fajne jeziorka,
ładne lasy i bardzo dużo wspomnień. Wycieczka była krótka bo raptem 2 dniowa. Z
jednym noclegiem. Ale przeżycia super. Nie dysponowaliśmy praktycznie żadnym sprzętem
który można by było określić jako turystyczny. No może poza pożyczonym
namiotem.
.JPG) |
w tle dworek w Oporowie |
Była kiepska mapa i duży, duży zapał i chęć. Trasa wiodła prze
Piątek, Kutno i dalej. Kompletnie bez kondycji i wprawy rowerowej ale dawaliśmy
rade. Po dłuższym błądzeniu po rozkopanym Kutnie, dotarliśmy wieczorem na
miejsce. Dokładnie tam gdzie chcieliśmy być. Dokładnie tam gdzie kiedyś stały
namioty, tuz nad jeziorem, dokładnie tam gdzie było zejście do wody. Wróciły wspomnienia
i człowiekowi zrobiło się miło ze dotarł tu sam bez niczyjej pomocy. Rozbiliśmy
się na wzgórzu obok mogąc podziwiać i gwiazdy i jezioro. Ten wyjazd rozbudził
chęć na więcej. Na poznawanie swojej małej ojczyzny i swojego regionu. Była
zatem i kolejna wyprawa tym razem nad Zalew Sulejowski. Tutaj docieraliśmy
kilka razy. A i chętnie wracamy tam w miarę możliwości. Przypomina nam to
bowiem początki naszych jazd. I choć teraz traktujemy to dość treningowo, tak
na początku to były prawdziwe wyprawy. Przejechać zalew wzdłuż jego jednego z
brzegów, odkrywając marine żeglarską i zasadzonych w krzakach wędkarzy,
szukając miejsca na własny nocleg to było ciekawe przeżycie. Odkryliśmy wtedy
Spałę i bunkry w Jeleniu i Konewce. Kto nie był polecam. No i oczywiście punkt
obowiązkowy czyli tama w Smardzewicach. Podczas jednej z kolejnych podróży w tym
kierunku dotarliśmy aż do Drzewicy.
 |
Stare czasy namiot z pałatek w jakimś lesie w Polsce |
To tez fajna przygoda bo z jazda wieczorową
porą i nocnymi przeżyciami w lesie. Wspomnę tylko tajemniczo że straż po lesie
jeździła a my delikatnie i cicho musieliśmy zmienić miejsce noclegowe, zamieniając
przy okazji ognisko na mały palniczek kuchenki turystycznej. Nie wiemy czy
szukali nas czy jechali gdzieś indziej ale woleliśmy nie kusić losu. Takich
przygód wiele przeżyliśmy. Dziki i jelenie pod namiotem w Ojcowskim Parku na
przykład. Czy tez ulewa i namiot na drodze spływającej wody również w Jurze
Krakowsko-Częstochowskiej. Albo kompletnie nie wyspana noc na mazurach, kiedy
to śpiąc w samym śpiworze bez karimaty człowiek szukał czego tylko się dało,
żeby włożyć pod tyłek, tak ciągnęło od mokrej ziemi. Cóż uczymy się na błędach. Zwiedzając nasze
rejony dotarliśmy także nad zalew Jeziorsko i Warte. Droga także obfitująca w
przygody i zabawne sytuacje, których nigdy nie brakuje. Jak choćby pomylenie
drogi z brama na posesje i szybki odwrót pod naporem biegnących wielkich psów.
Podczas tej wyprawy poznaliśmy Łęczyce, Tum i Górę św. Małgorzaty no i okolice samego
zalewu.
 |
Mostek nad Pilicą w okolicy Spały |
.jpg) |
Jedzonko |
Eksplorując swoje bliskie okolice dotarliśmy do Rogowa zwiedzając
tamtejsze muzeum kolejki wąskotorowej. Z czasem traktując Rogów jako przystanek na drodze, zaczęliśmy docierać dalej bo i Lipce Reymontowskie i Skierniewice i
Rawa Mazowiecka. Cały czas jeździmy i odkrywamy nasze okolice. Jak choćby wzgórza
z wiatrakami w okolicach Kołacina czy rezerwat rzeki Rawki i okolice Bolimowa.
Nigdy nie potrzebowaliśmy wielkiego sprzętu i wyposażenia, wystarczyła ciekawość
i chęć. Choć nie powiem sprzęt się przydaje a i człowiek jest taki ze jak ma
możliwość to jednak ulepsza sobie bytowanie, podróż i jej warunki.
Ale pamiętam
czasy kiedy posiłek to tylko kanapki bądź kiełbaska z ogniska. Potem przyszła
pora na pierwszą kuchenkę turystyczną, taką na benzynę. Fajna ale same z nią
problemy. Bo nie dość że nie poręczna to paliwo wyciekało albo ciężko było je
dostać. Także ewolucja pchnęła nas w kierunku kuchenki gazowej. Noclegi to tez
historia ewolucji po latach w harcerstwie nie straszny nam był namiot. Kiedy
nie mieliśmy swojego korzystaliśmy z wojskowych pałatek i dawaliśmy rade. Teraz
cieszymy się dobrym namiotem, który już także swoje widział, przeżył a i odwiedził.
Takich ewolucji sprzętowych było wiele a i wciąż dałoby się to i owo
unowocześnić. Nigdy jednak brak tego czy owego nie zatrzymywał nas w domu bo
liczyła się droga, liczyła się przygoda, odkrywanie i pewnie chora, sportowa
ambicja. Czego przykładem niech będzie jazda do 2,14 podczas wyprawy do Krynicy
Morskiej. Ale takich akcji było wiele. Chociażby ostatnio podejście na Śnieżnik
prawie że z rowerami na plecach albo dojazd swojego czasu z Głowna do
Częstochowy w jeden dzień, padając potem na rogatkach miasta i rozbijając się
nad brzegiem Warty.

Od momenty
kiedy jeździliśmy kilka kilometrów dookoła domu, na mniej lub bardziej dobrych
rowerach nie wiele się zmieniło. Zamieniliśmy rowery, plecaki sakwy trochę innych
drobiazgów i nabraliśmy doświadczenia ale dalej mamy tamtą chęć odkrywania i
zapał do robienia czegoś będącego na przekór innym, będącego czymś co odbiega
od przyjętego modelu spędzania czasu. Poza tym świat jest dużo fajniejszy z
pozycji siodełka rowerowego czy pozycji pieszego na szlaku niż z okien
samochodu, samolotu czy pociągu. Choć i to ma swoje uroki. Miejsca schowane po
zaściankach i poboczach z dala od
ruchliwych dróg i szlaków są przecudowne, urzekające i nie raz człowiek ze smutkiem
patrzy na mijane okolice wiedząc że więcej nie będzie dane mu tego zobaczyć.
Nasza, moja
ewolucja rowerowa i turystyczna trwa dalej i ta gorączka się pogłębia coraz mocniej. Mam
zatem nadzieje ze nie raz jeszcze napisze coś fajnego z tego co przeżyliśmy co
zobaczyliśmy i gdzie byliśmy.
K.R.
 |
Widoczek na Zalew Sulejowski |
 |
Most na Wiśle we Włocławku |
 |
Wejście do "obozu w Goreniu", tu kiedyś stał obóz harcerski |
 |
Jazda po grobli wzdłuż Zalewy Jeziorsko |
 |
Nasze stare dobre rumaki |
 |
Mostek gdzieś na kanale na mazurach |
 |
Zamek Bobolice w jurze krakowsko-częstochowskiej |
 |
Lipce Reymontowskie |
 |
A to już Rawa Mazowiecka |
 |
hmmm... a teraz gdzie ? |
Super wyprawy.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń