piątek, 15 listopada 2013

Czerwony Szlak Rowerowy - Śladami Reymonta (29.10.2013)


Władysław Reymont w Lipcach
Koniec sezonu już tak bliski że namacalny. Październik to jednak miesiąc kiedy i pogoda potrafi być jeszcze fajna a i jeszcze nie jest tak zimno jak w miesiące zimowe. Zresztą staramy się jeździć zawsze i o każdej porze roku więc czemu nie w październiku. Plan tegoroczny przewidywał zrobienie jak największej liczby szlaków w naszym województwie. Niestety jak to plan mało z niego wyszło bo i czasu jeździć nie było a jak już był, to nie zawsze po szlaku. Nie mniej jednak kilka przejechaliśmy, tak było i tym razem. Wybór był mocno ograniczony bo jesienią wiadomo już znacznie krótszy dzień więc trzeba jechać krótsze odcinki albo wyjeżdżać wcześniej, jeśli nie chce się jechać zimnym wieczorem. Wybór padł na okolice Skierniewic czyli stosunkowo niedaleko nas. Konkretnym szlakiem który chcieliśmy przejechać okazał się Czerwony Szlak Rowerowy Śladami Reymonta. Dawno już planowaliśmy nim przejechać, ale zawsze było coś innego do roboty. W o wiele dłuższe dni letnie, pewnie zrobilibyśmy przy okazji dwa szlaki, tworzące ósemkę, której środek byłby w Skierniewicach. Czas jednak jaki się ma w październiku na jazdę w dzień, stanowczo ten plan odrzucił. Skierniewice w planie  zostały, ale już jako najdalej wysunięty punkt trasy a nie jako jej środek. Najbliższy  Głownu punkt czerwonego szlaku Reymonta, znajduję się w Rogowie, tutaj też zaczęliśmy jazdę tym szlakiem. Do Rogowa dojechaliśmy rowerami, co po trosze mogło być błędem ale stwierdziliśmy że przecież nie jest to aż tak daleko. Sam szlak miał mieć według opisów około 57 kilometrów do tego dodając około 25 na dojazd do rogowa i 25 na powrót z niego wychodziło lekko ponad 100 co wydawało się do wykonania. I pewnie by tak było gdyby nie późna godzina wyjazdy z domu. Ale po kolei.
Ja i Tobiasz na stacji w Rogowie
Wyjechaliśmy z domu około 10. Droga do Rogowa z racji tego ze znana nie przysparzała jakichś większych problemów. Przeciwnie jechaliśmy dość szybko ale i cieszyliśmy się z jazdy od czasu do czasu stając i rozmawiając. Takim punktem na przykład był młyn na Mrodze w Kołacinie. W Rogowie obowiązkowym punktem wycieczki oczywiście była stacja kolejki wąskotorowej. Prawie zawsze tam jesteśmy jak mijamy Rogów. Zresztą nie do końca wiedzieliśmy w którym miejscu w Rogowie można napotkać nasz szlak i obstawialiśmy że właśnie tam. Pomyliliśmy się, ale nie ma co żałować bo obejrzeliśmy ładnie odremontowany peron na stacji kolejki i chwile odpoczęliśmy pijąc herbatę. Po zlokalizowaniu na mapie przebiegu poszukiwanego szlaku przez Rogów, obmyśliliśmy którędy najlepiej będzie jechać. Postanowiliśmy szlakiem jechać zgodnie ze wskazówkami zegara, a wiec najpierw do Lipiec Reymontowskich potem do Skierniewic i stamtąd z powrotem do Rogowa od strony Arboretum SGGW. Plany jednak zmienił pociąg i zamknięty przejazd który sprawił że nie chciało nam się czekać i pojechaliśmy odwrotnie niż zamierzaliśmy.
Tobiasz i dworzec w Skierniewicach w tle
Teraz już wiem że dobrze że tak się stało. Trasa od Rogowa o Skierniewic okazała się bowiem dużo bardziej zróżnicowana, malownicza a i czasem, bardziej wymagająca niż odcinek ze Skierniewic do Rogowa przez Lipce Reymontowskie. Trasa zaczęła się od leśnego odcinka zaraz za  tutejszym wydziałem SGGW. Często zresztą prowadziła leśnymi odcinkami i drogami nieutwardzonymi. Przez co była bardzo ciekawa, obejrzeć bowiem można było piękno przyrody i odetchnąć od gwaru ulicy i samochodów. Trasa do Skierniewic prowadziła przez kilka bardzo fajnych malowniczych wiosek, ciekawie wkomponowanych w pofalowany krajobraz.

Front dworca w Skierniewicach
Pagórkowatość zresztą była dla nas dość dużym zaskoczeniem gdyż spodziewaliśmy się płaskiego terenu i dość monotonnej jazdy po asfalcie. Tak jednak nie było i niekiedy trochę się spociliśmy na podjazdach. A nie które odcinki tak jak odcinek miedzy Makowem a Lipcami prawie  wyssały z nas resztki energii.  Odcinek ten będący już za Skierniewicami był dość specyficzny. Prowadzić musiał po wzniesieniu ale o tak niskim kącie nachyleni że nie było w ogóle tego wzniesienia widać. Jednak ono tam było i przez kilka kilometrów wiecznie jechało się pod górę, co w polaczeniu ze zmęczeniem i kiepskim asfaltem dało tyle ze do Lipiec dojechaliśmy ma oparach.
Przed tym odcinkiem jednak jeszcze mieliśmy dość sporo energii i dość szybko i sprawnie dojechaliśmy do Skierniewic. Tutaj z racji faktu ze nie bywamy w tym mieście trochę się pogubiliśmy, chcieliśmy bowiem dostać się do stacji kolejowej a w mieście jakoś szlak się trochę plącze. Opłacało się jednak spróbować bo dworzec kolejowy w Skierniewicach jest naprawdę ładny, teraz dodatkowo odnowiony. Cały z cegły z dachówką na dachu i miedzianymi detalami dookoła. Do tego perony także odrestaurowane, przykryte zadaszeniem rodem i w wyglądem z XIX wieku. No ale w końcu to dworzec dawnej kolei warszawsko wiedeńskiej więc  wygląd musi zachować.

Na peronie spotkaliśmy także nikogo innego jak pana Wokulskiego we własnej osobie czekającego na pociąg. Oczywiście to tylko posąg ale świetnie wkomponowany w otoczenie. Z racji tego ze słonce coraz niżej i czasu coraz mniej uciekamy szybko ze Skierniewic, kierując się dalej szlakiem na Lipce Reymontowskie. Po pokonaniu wyżej opisanego fragmentu za Makowem, dojeżdżamy w końcu do Lipiec. Tutaj już zastaje nas zachód słońca i półmrok. Wyjeżdżamy z Lipiec jeszcze w szarówkę ale już chwile potem praktycznie robi się ciemno. W samych Lipcach odpoczywamy i posilamy się na tamtejszym skwerku i planujemy co dalej. Chcieliśmy zrobić zdjęcie domku Reymonta ale że półmrok to kiepsko znaleźć drogę a i oznaczenia kierujące do niego jakieś takie niezbyt dokładne i niejednoznaczne. Zrezygnowaliśmy wiec z tego i ruszyliśmy dalej w drogę powrotną do Rogowa i do domu. Do Rogowa dojechaliśmy dość szybko, jadąc raz jeden po nieutwardzonej drodze miedzy polami a tak to głównie korzystając z asfaltu. Do Rogowa jechaliśmy już zupełnie po ciemku na szczęście obaj uzbrojeni byliśmy w lampki rowerowe i odblaski. Sama droga prowadziła też mniej ruchliwą trasą. Po dojechaniu do Rogowa, zrobiliśmy jeszcze mały postój na zaplanowanie drogi do domu, tak żeby ominąć ruchliwe miejsca i błądzenie po lesie.
Ja i napotkany pan Wokulski

Droga do Głowna mimo że znana to miejscami bardzo ciemna a więc i momentami ciężka do jazdy. Asfalt u nas każdy wie jaki jest, do tego między lasami i wiejskimi zabudowaniami z biegającymi psami i nigdy nie wiadomo czy akurat właściciel zamknął bramę tym razem czy też nie. Nam się udało i nie mieliśmy styczności ani z dziurą ani z żadnym burkiem.

Tobiasz z panem Wokulskim




Wycieczka się udała i cieszyliśmy się z niej, mimo tego że ponad 2 godziny jechaliśmy po ciemku. Cieszyliśmy się z wyboru trasy, bo jazda po lesie i tych pagórkach jakie były na początku, tylko w świetle lampek nie była miłym wyobrażeniem. Szlak wywarł na nas pozytywne wrażenie zróżnicowany nie monotonny a jednak nie trudny i nie wymagający. Fakt że poza Rogowem Skierniewicami czy Lipcami nie miał wielu atrakcji turystycznych po drodze ale mimo wszystko dawał jakąś radość z jazdy. My za to dostaliśmy nauczkę że następnym razem, czy to zimą czy latem, jak chcemy gdzieś jechać to trzeba ruszyć tyłki wcześniej, bo jak nie to czeka nas jazda po ciemku. Szlak ten udowadnia że nawet u nas w mało urozmaiconym regionie polski można całkiem fajnie pojeździć rowerkiem i coś zobaczyć. Ta wspaniała mapa powstała dzięki Tobiasza pracy.
Pokaż Szlak "
Œladami Reymonta"
na większej mapie

2 komentarze:

  1. Przeczytałem opis wycieczki, ale coś mi się wydaję, że to ściema i tak naprawdę, to nie przejechaliście tego szlaku rowerem... :-(

    OdpowiedzUsuń