niedziela, 21 kwietnia 2013

Na Wyszogród, wrzesień 2012




Wakacje, wakacje i po wakacjach. Niestety kończy się lato i nie tak łatwo już o pogodę na fajny wypad rowerowy. Nie mniej jednak nie przeszkadza to w podróżowaniu. Tak było i tym razem, gdzie mimo zimnego wiatru  i pochmurnego nieba udało się wykręcić ponad 200 km przez dwa dni. Pierwszy raz wybraliśmy się na rowerową wycieczkę wraz z biwakowaniem we wrześniu.  Z jednej strony miał to być eksperyment który miał pokazać czy nasze wyposażenie temu podoła i czy warto myśleć o wrześniu jako miesiącu na biwaki. Z drugiej miał być nadgonieniem trochę straconych dni sierpniowych i lipcowych kiedy nie było czasu jeździć. I wreszcie po trzecie mieliśmy wreszcie pojechać na dłuższą wyprawę w większej liczbie niż dwóch. Że już o chęci napicia się piwa nad Wisłą nie wspomnę. Założenia w większości udało się zrealizować, śpiwory nie okazały się za cienkie, udało się zrobić przybliżoną wartość kilometrów i podobną odległość, co w cieplejsze miesiące i pojechało nas trzech, choć mieliśmy jechać we czterech, jedynie piwo do końca nie wypaliło.
Z racji ze w województwie łódzkim nie bardzo gdzie jest pojeździć albo inaczej, w związku z tym ze przejechaliśmy już w większości wszystko co w naszej okolicy jest warte obejrzenia, postanowiliśmy pojechać nad Wisłę do Wyszogrodu. Chcieliśmy zobaczyć słynny drewniany most a właściwie jego pozostałości a także nowy zbudowany w jego miejsce. Wyszogród to też praktycznie najbliższe od naszej miejscowości czyli Głowna punkt gdzie spotkać można Wisłę. Wycieczka zaplanowana była na dwa dni czyli typowa weekendówka.
Wypad okazał się bardzo udany no może poza pogodą która jednak pozostawiała trochę do życzenia. Mimo jednak zimna i wiatru przynajmniej nie padało. Wyruszyliśmy w sobotę około godziny 8, zakładając że im wcześniej wyjedziemy tym więcej czasu będziemy mieli na pedałowanie, co przy krótszym znacznie dniu było dość znaczące. Wyjeżdżając z Głowna kierowaliśmy się początkowo na Bielawy by stamtąd podjechać do Żychlina i potem przez Oporów zatoczyć łuk i dojechać koniec końców do Wyszogrodu. Pogoda jednak nie napawała optymizmem i nie wiedząc ile czasu czeka nas jeszcze bez deszczu w Bielawach postanowiliśmy odpuścić sobie Żychlin i śliczny zameczek - pałacyk w Oporowie i kierować się bezpośrednio na Wyszogród. Pozostałe atrakcje zwiedziliśmy już poprzednio a te w których nas jeszcze nie było postanowiliśmy odłożyć na inny dzien. Z Bielaw poprzez Walewice i Sobotę dojechaliśmy w końcu do drogi krajowej numer 2, która jak się okazało była ostatnim punktem na naszej mapie województwa łódzkiego. Kończyła nam się mapa w dobrej skali a pozostawało jeszcze bardzo dużo drogi przed nami. Pozostawało nam jechać na „czuja” posiłkując się mapą bardzo poglądową o bardzo małej skali, a także jadąc zgodnie z zasadą „koniec języka za przewodnika”. Brak mapy miał okazać się największym problemem tej wyprawy ale jakoś daliśmy sobie rade. Jadąc od wioski do wioski, klucząc i pytając się „tubylców” o drogę,   przy silnym wietrze dojechaliśmy do Kiernozi. Napotykając na swej drodze pierwszy cmentarz wojenny upamiętniający poległych podczas bitwy nad Bzurą. W zasadzie to nie pierwszy ale pierwszy którego jeszcze nie widzieliśmy.
Cmentarz w Kiernozi
Łódeczka na Wiśle 
Po chwili zadumy i kilku zdjęciach ruszyliśmy dalej smagani w dalszym ciągu zimnym wiatrem wiejącym od przodu bądź z boku. Przemęczyliśmy się w wietrze jeszcze kilka kilometrów by w końcu powiedzieć dość. Dopadliśmy pierwszy napotkany sklep i dopełniliśmy kalorie. Po tym jechało się znacznie lepiej i nawet plecaki nie ciążyły. Poprawiała się nawet nieznacznie pogoda, a może my już najedzeni nie odczuwaliśmy już tak bardzo niedogodności. W każdym razie nie wiało już tak bardzo a i kilometry i kolejne wsie znikały za nami dość szybko. Średnio podczas drogi nad Wisłę kręciliśmy 21 km/h, ot taka ciekawostka.  Kolejnym większym punktem naszej trasy okazał się już Iłów będący bardzo blisko Wisły, tutaj rozpoznawszy się na miejskich plenerowych mapach a także mapach szlaków w okolicy które także się tu znalazły postanowiliśmy kierować się  żółtym szlakiem rowerowym prowadzącym centralnie w stronę Wisły i jej wałów. Dotarliśmy już tam po zaledwie kilku minutach. Wisła którą zobaczyliśmy za wałem była jakąś spokojną odnogą wielkiej rzeki jaką znamy, nie mniej jednak bardzo urokliwą tworzącą wraz z wyspami zatoczkami i piaszczystymi mieliznami wystającymi ponad wodę, śliczny pejzaż. Korzystając zatem z chwili, ciesząc się widokiem i osiągniętym jednym z małych celów zrobiliśmy krótka przerwę na ciepłą herbatę i odpoczynek od siodełka i plecaków. Stąd do Wyszogrodu było już naprawdę blisko. Tak nam się wydawało ale jak się okazało monotonna droga wzdłuż wałów potęgowała uczucie wydłużającej się trasy. Nie mniej jednak dojechaliśmy na nasz wyczekiwany most nad Wisłą. Do celu naszej podróży dojechaliśmy po 14 - stej a wiec naprawdę szybko i sprawniej niż zakładaliśmy na początku. Było to na tyle zaskakujące ze myśleliśmy co by tu jeszcze dalej zrobić i gdzie pojechać by nie tracić czasu. Najpierw jednak most i zwiedzanie przybrzeżnej części Wyszogrodu.
Nowy most na Wiśle w Wyszogrodzie
Most jak wielu wie jest wielki, długi ale stosunkowo mało ładny czy tez wymyślny. Nie raz jadąc już samochodem przez niego nie zauważałem praktycznie kiedy się zaczyna, gdyż prawie nie ma różnicy miedzy nim a trasą której jest częścią. Nie znajdziemy tu ani wielkich nitowanych przęseł jak choćby w Toruniu, nie jest tez wiszący jak w Warszawie. Jest zwyczajną „kładką” która ma usprawnić transport i ruch, co tez patrząc po ilości aut jeżdżących po nim, jak sadze spełnia. Nie mniej jednak jest naprawdę imponująco duży, jak tez i długi, ze o wysokości nie wspomnę. Budowniczowie mostu zadbali także o kącik upamiętniający walczących w bitwie nad Bzurą a także swoich pracowników. Jest to naprawdę ładny i malowniczy punkt widokowy pozwalający ocenić ogrom mostu i samej rzeki. Tradycją japońską robimy kilka fotek i jedziemy na promenadę biegnąca wzdłuż Wisły. Weszliśmy na nią od strony mostu znosząc rowery po strasznie niewygodnych bo nie równych schodach. Sama promenada ładna choć bez szalu ale to tez nie miejscowość turystyczna, nie mniej są i ławki i pomnik a i na jej końcu czy też początku, bardzo fajne miejsce koncertowe, z wielkim czerwonym napisem „WYSZOGRÓD” i fragmentem starego jeszcze drewnianego mostu, który swoja funkcje sprawował jeszcze pod konie XX wieku.
Pozostałości po starym moście w Wyszogrodzie
 Cóż jako że Wyszogród nie jest za wielkim miastem i tak jak wspomniałem wcześniej nie jest miastem typowo turystycznym nie zatrzymaliśmy się tu długo. Na koniec jeszcze tylko szybkie zakupy i w drogę dalej. Tylko gdzie? Była dość wczesna godzina jak na tyle kilometrów wiec nie bardzo wiedzieliśmy co z tym fantem zrobić. Mieliśmy rozbić obóz nad brzegiem Wisły gdzieś w jakichś fajnych krzakach z widokiem na most i dostępem do rzeki, mieliśmy tu wypić zasłużone piwo i rano wracać. Jednak rzeczywistość okazała się ciut inna. Tak naprawdę nad lewym brzegiem Wisły było dużo rozlewisk i ciężko byłoby tam znaleźć fajne miejsce z kolei prawy brzeg był nam zupełnie nie po drodze. Ustaliliśmy zatem ze pojedziemy wzdłuż wałów Wisły do miejsca gdzie przecina je Bzura i już wzdłuż niej zaczniemy powoli wracać i to nad jej brzegiem rozbijemy biwak. Plan, niby sensowny i dość prosty w wykonaniu, zepsuł mały szczegół a mianowicie remont mostu nad Bzurą właśnie zaraz przy jej wpływie do Wisły. Nie przedostaliśmy się na prawy brzeg Bzury więc musieliśmy jechać wzdłuż wałów po jej lewej stronie. Jak się potem okazało wały sobie rzeka sobie. Jako jednak ze robiło się coraz później a i nie chciało nam się już szukać dogodnego miejsca nad rzeką stwierdziliśmy ze zadowolimy się czymś poza jej brzegiem. Decyzja jak najbardziej trafna, udało nam się tez znaleźć idealny mały zagajniczek młodych sosen który wręcz idealnie nadawał się na obóz. Tak jak wspomniałem wyszło nam to na dobre bo ziemia nad rzeką o tej porze roku była na pewno strasznie nasiąknięta i mogłoby to w znacznym stopniu wpłynąć na komfort snu i zdrowie. W sosnowym lasku natomiast suchutko i ciepło. Do tego byliśmy dobrze zamaskowani przez niskie gęste drzewka które dodatkowo chroniły przed wiatrem. Mimo września i dość zmiennej pogody noc minęła nam spokojnie, nie padało, nie wiało nadmiernie, ani nie było zimno od ziemi. Sprawdziły się alumnaty i karimaty które mieliśmy przy sobie, a śpiwory które mimo że typowo letnie pozwoliły wyspać się nie zarzucając na siebie Bóg wie ile ciuchów. Do tego w nocy w miarę się rozpogodziło ze nawet można było pooglądać gwiazdy bez psujących obraz, świateł z miasta. Doczekaliśmy się także wreszcie upragnionego przez cały dzień piwa które smakuje wyjątkowo dobrze po całym dniu na rowerze, tutaj smakowało jeszcze lepiej gdyż dobiegające z oddali odgłosy wesela rozweselały jeszcze bardziej. Poranek natomiast jak poranek chłodny i jak zawsze za wczesny, jakieś śniadanie herbata i w drogę. Pierwszym naszym przystankiem był położony nieopodal obozowiska Brochów.
Miejsce przeprawy wojsk polskich w Brochowie
Miejsce to zasłynęło w naszej historii jako miejsce największej przeprawy wycofujących się wojsk polskich po klęsce w bitwie nad Bzurą. Sama miejscowość także dość urokliwa mała ale ładna czysta i zadbana. Oprócz symbolicznego miejsca upamiętniającego przeprawę polskich żołnierzy i bardzo interesującego mostu zbudowanego przez wojsko znajduje się tu także bardzo stary kościół wraz z obronnym murem. Tak jak zawsze w ciekawych miejscach robimy zdjęcia i uciekamy dalej. Kierujemy się na Sochaczew, do którego dojeżdżamy dość szybko. Nie wjeżdżamy do miasta mijamy go po opłotkach od strony Bzury. Dalej dość szybka dróżka na Rybno, wydaje się ze dzisiaj pobijemy jeszcze raz rekord prędkości  bo tak ładnie nam uciekają i kilometry i miejscowości. jednak po wyjeździe z Rybna wszystko się zmienia, daje nam się we znaki brak mapy, która tutaj akurat przydałaby się wyjątkowo dokładna. Z Rybna chcieliśmy dojechać do Maurzyc. Dystans to około 20 km może nawet i miej, w linii prostej, tak przynajmniej wskazywała mapa. Oceniliśmy dystans na jakąś godzinę może ciut dłużej i już czuliśmy smak herbaty jaką sobie zaplanowaliśmy w Maurzycach. Był to jednak najdłuższy odcinek i najbardziej krety jaki jechaliśmy w ostatnim czasie. Zero jakichkolwiek drogowskazów, jakichkolwiek oznaczeń dróg, ludzi tez co kot napłakał, bo zimno wiec każdy w domu.  A do tego każdy mówił co innego. Droga wiła się i dłużyła nie miłosiernie, dobrze że od czasu do czasu jakiś sad się znalazł to chociaż człowiek jabłkiem zagryzł złość na infrastrukturę. W końcu dojechaliśmy, jednak zajęło nam to dobre 3 godziny i Bóg jeden wie ile kilometrów nadłożyliśmy przez błądzenie i kluczenie. Same Maurzyce to miejsce natomiast warte uwagi głównie z tego powodu że znajduje się tam najstarszy na świecie most spawany. Zaprojektował go polski inżynier a wybudowano go w roku 1928. Był nowością w swoich czasach i zastępował popularne wtedy konstrukcje nitowane, od których był o około 1/3 lżejszy.
Most w Maurzycach
Sam most już nie jest używany, równolegle do niego w odległości paru metrów przebiega droga krajowa nr 2, hałaśliwa i tłoczna. Obok mostu jednak jest stare miejsce postojowe można się tam w spokoju zatrzymać i powoli bez pośpiechu obejrzeć zabytek czy chociażby naszym przykładem napić się herbaty i zjeść coś w podróży. Po drugiej stronie trasy znajduje się także dość pokaźny skansen wiec oglądać jest co. Z Maurzyc do domu mieliśmy już drogę która znaliśmy wiec jechaliśmy dość szybko i bez większych problemów, parę kilometrów dalej po raz ostatni minęliśmy Bzurę, a w okolicach Lisiewic i jezior Rydwan i Okręt napotykaliśmy polową msze przy tamtejszym znanym nam bardzo dobrze cmentarzu żołnierzy poległych podczas bitwy nad Bzurą. Stamtąd już tylko 40 minut drogi i domek. Wszędzie dobrze ale nie ma to jak w domu jak to mówią.
Most nad Bzurą w Brochowie
Weekendowy wypad okazał się udanym przedsięwzięciem. Szukając myśli przewodniej czy też jakiegoś tematu tej trasy można uznać ze jechaliśmy poniekąd szlakiem bitwy nad Bzurą, do tego w czasie jej rocznicy. Napotkaliśmy po drodze nie tylko cmentarze i miejsca pamięci ale także harcerski rajd z tej okazji czy choćby wymienioną msze polową. Szukając innej tematyki możemy postawić na mosty. Widzieliśmy bowiem nowy most na Wiśle i część jego drewnianego poprzednika w Wyszogrodzie, wojskowy most na Bzurze w Brochowie i spawany w Maurzycach. My jednak nie doszukiwaliśmy się celu, nam jak to powiedział poseł Kurski  po prostu „dobrze się jechało”.  K.R.


Pokaż Wyszogród na większej mapie
Mapę opracował Tobiasz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz